W końcu kwietnia Sejm RP odrzucił poselski projekt ustawy przewidujący wprowadzenie „wiedzy o seksualności człowieka” jako obowiązkowego przedmiotu w szkołach. Zgłoszony on został przez panią wicemarszałek Wandę Nowicką i była to de facto próba wprowadzenia do szkół długo oczekiwanej edukacji seksualnej.

Kanamara Matsuri

Kiedy w marcu bieżącego roku byłem na spotkaniu dotyczącym edukacji seksualnej z Pełnomocnikiem Rządu do spraw Równego Traktowania p. Rajewicz, już wtedy można było odczuć pewną dozę niechęci ze strony rządzącej partii wobec tego zagadnienia.

Owo spotkanie zostało jednak zorganizowane od hasłem „Seksualizacja dzieci i młodzieży”. Słowo seksualizacja jest modnym terminem używanym głównie przez podmioty religijne i ma służyć wytworzeniu negatywnych emocji związanych z pojęciem życia intymnego. Tymczasem zebrane na spotkaniu grono fachowców złożone z seksuologów, nauczycieli, wykładowców i edukatorów jednoznacznie stwierdziło, że powodem negatywnych emocji związanych z tym trudnym tematem jest właśnie brak edukacji seksualnej.

Pani Pełnomocnik stwierdziła jednak, że są duże kontrowersje w poruszaniu tego tematu, nie wymieniła jednak, kto te kontrowersje stwarza. Można się było tylko domyślać, że są to zapewne zwolennicy sakralnych celibatów i dziewic konsekrowanych.

Bardziej kuriozalna sytuacja zaistniała, kiedy jeden z uczestników spotkania spytał, czy jest rzeczą naturalną,że w części szkół program Wychowania do Życia w Rodzinie wykładają katecheci.

Zatem są to tego typu osoby, które na prowadzonych przez siebie zajęciach z tzw.”religii” przekonują, że antykoncepcja jest złem wcielonym, a w czasie kolejnej lekcji WDŻwR mają przedstawić obiektywne informacje o środkach antykoncepcyjnych.

Toż na miejscu tychże nauczycieli, jeśli chcieliby realizować obiektywnie zagadnienie edukacji seksualnej, każdy dostałby schizofrenii – chociaż u tychże osób, jeżeli potrafią one tłumaczyć istnienie dziewic rodzących dzieci, to zarodki tejże choroby mają się już całkiem dobrze.

Zatem po raz kolejny Sejm RP uznał, że edukacja seksualna nie jest w Polsce potrzebna. Młodzi ludzie o sprawach seksu będą dyskutować albo używając wulgaryzmów, albo posługując się określeniami typu ptaszki i muszelki.Dodatkowo promowane słowo „seksualizacja” ma wzmagać niechęć opinii publicznej do zajmowania się tym tematem.

Polskie społeczeństwo ma obsesję na punkcie seksu. Od kilkuset lat do dnia dzisiejszego włącznie jesteśmy krajem, gdzie całkowicie poważnie dyskutuje się o dziewicach zwykłych, dziewicach konsekrowanych, a nawet o kandydatkach do stanu dziewic. Nie jest to absolutnie żart – w lipcu 2014 w archidiecezji krakowskiej organizuje się cykl szkoleń pod hasłem „Zaślubiny z Jezusem”.

W dobie zastanawiania się, w jaki sposób promować posiadane dzieci, największa polska organizacja religijna promuje dziewice słowami: „do konsekracji można dopuszczać dziewice żyjące w świecie, które nigdy nie zawierały małżeństwa ani nie żyły publicznie, czyli jawnie, w stanie przeciwnym czystości”.

Nie jestem członkiem żadnej religijnej organizacji i uważam, że każdy religiant lub areligiant posiada pełne własne prawo do poglądów i zachowań związanych z seksem – od wychwalania celibatu i dziewic do fizycznej poliamorii.

I jest to prywatna sprawa dorosłych osób. Jest jednak nieuczciwe narzucanie swojego subiektywnego religijnego punktu widzenia innym, tym bardziej,że osoby poddawane od najmłodszych lat religijnej indoktrynacji mają trudności z wypracowaniem własnego, niezależnego od religijnych obsesji własnego zdania.

Na edukację seksualną w szkołach musimy zatem jeszcze poczekać. Z woli większości sejmowej rolę edukatorów będą wciąż pełnić filmy pornograficzne – może to i lepsze od propagatorów edukacji seksualnej wierzących w niepokalane poczęcia.