Z tą radosną wizją człowieczeństwa zerwała, pod wpływem nawrotu do koncepcji arystotelejskich szkoła scholastyczna. Już za sprawą Boecjusza, którego wkładu w integrację greckiej metafizyki z myślą chrześcijańską nie sposób przecenić, chrześcijańska koncepcja osoby znalazła sformułowanie, które stało się później językiem całej średniowiecznej scholastyki:
Persona est rationalis naturae individua substantia – Osoba jest jednostkową substancją natury rozumnej
(O osobie i dwóch naturach przeciw Eutychesowi i Nestoriuszowi, przekład i objaśnienia ks. T. Jachimowski, Pisma Ojców Kościoła pod red. J. Sajdaka T. 5)
Scholastyczny język Boecjusza jest tu bardzo precyzyjny. Substancja jest całością, bytem w sobie – osoba jest jednocześnie skończona i niepodzielna. Między osobami zachodzą relacje, lecz grupa osób nie jest substancją i jako taka nie ma przynależnej człowiekowi podmiotowości. Podmiotem jest tylko pojedynczy człowiek a nie ogół, czyli społeczeństwo. To ogół jest dla osoby a nie osoba dla ogółu. Osoba jest rozumna, czyli wykazuje przynależne rozumowi cechy: intelekt i wolną wolę.
Jednak pełnia wyklucza rozwój. Stało się to powodem kolejnej reinterpretacji, której autorem jest św. Tomasz z Akwinu. Stanowisko Akwninaty wynikało z hylomorficznego poglądu na rozwój duchowy człowieka, wg którego substancjonalna dusza „zasiedla” materialne ciało:
Embrion z początku ma jedynie duszę, która jest sensualna. Kiedy ta ulega zastąpieniu, bardziej złożona dusza przybywa, która jest jednocześnie zmysłowa i rozumna.
(Summa Theologica, I Q75)
Wnioskujemy zatem, że dusza rozumna jest stwarzana przez Boga pod koniec procesu tworzenia człowieka i jest to dusza jednocześnie zmysłowa i rozumna a poprzednie formy ulegają zniszczeniu.
(Summa Theologica, I Q118)
Jak widzimy – koncepcja rozwoju duszy została przez Akwinatę zastąpiona koncepcją jej wymiany. Nadal jednak jeden z głównych twórców doktryny katolickiej stoi na stanowisku, że człowiek zdobywa osobowość dopiero na pewnym etapie rozwoju, podczas gdy wcześniej jego dusza nie spełnia warunków osobowości.
Już św. Augustyn w ważnym kompendium wiary katolickiej, tzw. Enchiridionie dla Laurentiusa, pisze wprost (tłumaczę za J. F. Shawem):
Nie powinien mieć żaden Chrześcijanin cienia wątpliwości co do tego, że ciała wszystkich ludzi – tych już urodzonych tak samo jak tych, co się dopiero mają narodzić, tych już zmarłych tak samo jak tych, których śmierć dopiero czeka – z martwych wstaną. Jeśli to jest już jasne, to wciąż pozostaje pytanie o los tych poczęć, które poddano aborcji, które w istocie narodziły się łonie matki, lecz nie na tyle, by móc odrodzić się ponownie […] Czyż nie należy o nich myśleć jak o bytach obumarłych, niczym o ziarnie, które nie zakiełkowało?
Pogląd ten potwierdzony jest w Dekrecie Gracjana, który przez stulecia służył za jedyny uporządkowany zbiór prawa kanonicznego. Gracjan stwierdza w kanonie Aliquando, że aborcja jest zabójstwem jedynie wówczas, gdy płód jest uformowany. Dopóki płód nie jest jeszcze w pełni ukształtowaną ludzką istotą, aborcja nie jest aktem zabójstwa. Pogląd ten zyskał poparcie w pismach papieża Innocentego III. Zgadza się z nim także papież Grzegorz IX w słynnym Decretum.
To, że aborcja jest zabójstwem jedynie wówczas, gdy płód jest uformowany jest całkowicie zgodne z poglądami Ojców Kościoła, którzy – poza jednym św. Grzegorzem z Nyssy – przyjmowali arystotelejski punkt widzenia, że dusza zasiedla ciało 40 dni od poczęcia u chłopców i aż 80 dni od poczęcia u dziewczynek. Jedynie św. Grzegorz z Nyssy uważał, że:
Nie można przyjąć stworzenia jednego ze składników człowieka przed drugim: ani stworzenia duszy przed stworzeniem ciała, ani odwrotnie; ponieważ człowiek byłby w konflikcie sam ze sobą, jeśli byłby tak czasem podzielony.
W swej opinii św. Grzegorz z Nyssy był jednak osamotniony i aż do czasów nowożytnych nie była ona w Kościele obecna. Również św. Tomasz z Akwinu utrzymywał, że aborcja nie jest grzechem, dopóki płód nie został obdarzony duszą. Dusza może znajdować się jedynie w ciele zdolnym ją przyjąć, a zatem w ciele rozwiniętym w późniejszych stadiach ciąży.
Jak widzimy, zakładając kolejne fazy „zasiedlania” ciała człowieka przez byty duchowe o coraz wyższym stopniu złożoności Akwinata radzi sobie z nieznośną sprzecznością substancjalnej pełni osoby z niezdolnością nierozwiniętego płodu do czynności rozumnych i aktów wolnej woli. Św. Tomasz nauczał zatem, że dopiero odpowiednio ukształtowany organizm jest w stanie przyjąć duszę rozumną a przecież – zostało to wykazane wcześniej – jedynie rozumna dusza jest źródłem osobowości człowieka. Zabicie płodu bezosobowego zabójstwem zatem nie jest i nie jest grzechem. Stanowisko to znalazło potwierdzenie na Soborze Wiedeńskim w 1312 r.
Warto już teraz zauważyć, że pojawiające się we współczesnym Kościele próby naginania poglądów Akwinaty do obecnie obowiązujących w katolicyzmie trendów wydają się szalone. Twierdzenie, że skoro św. Tomasz nie sprecyzował zakresu czasowego, w jakim zachodzą kolejne fazy „zasiedlania” ciała przez coraz doskonalsze rodzaje duszy, zatem że mogą one następować po sobie właściwie natychmiastowo, stoi w sprzeczności zarówno z tłem historycznym, w jakim doktryna św. Tomasza została sformułowana jak i z przedstawioną powyżej scholastyczną tradycją myślenia filozoficznego.
Nie do przyjęcia są również interpretacje zakładające, że pisząc o „poprzednich formach” św. Tomasz miał na myśli plemnik i jajo – wszak sam Akwinata przyznaje, iż:
Żywotna siła zasilająca nasienie, która pochodzi z duszy swego dawcy jest jedynie pewną skłonnością tej duszy: nie jest ani nią samą ani jej częścią.
(Summa Theologica, I Q118)
Dla św. Tomasza jest jasne, że to, co dziś rozumiemy jako komórki płciowe – będąc niezdolnym do samodzielnego życia, nie może być obdarzone żadną duszą.
Ponadto – nie jest prawdą twierdzenie, że „grzeszność” czynu aborcji była w Kościele średniowiecznym oczywista. Wszystko wskazuje raczej na to, że aborcja była długo uważana za pewien naganny akt barbarzyństwa, lecz w sensie teologicznym grzechem ciężkim nie była. Podobny stosunek ma Kościół np. do okrucieństwa wobec zwierząt. Przynajmniej od czasów św. Franciszka Kościół zaleca poprawne traktowanie zwierząt i piętnuje zadawanie im (niecelowego) cierpienia. Jednak nie oznacza to wcale, że nawet skrajnie barbarzyńskie traktowanie naszych braci mniejszych jest dla Kościoła grzechem.
sceptyk napisał(a):
10 maja 2014 at 23:24 -
Bardzo cenne zestawienie historycznych zmian poglądów w obrębie kościoła rzymskiego. Zabrakło mi tylko postawienia jedynie logicznego ale drastycznego pytania: czy ktoś , kto tak często i diametralnie zmienia swoje poglądy może być poważnie traktowany w uzurpowanej roli nauczyciela moralności? Aktualna pozycja hierarchii kościelnej w procesie stanowienia cywilnego prawa jest w tym świetle ponurą groteską, a ostatnie zdanie tekstu rodzajem współczesnej Apokalipsy.
belizareusz napisał(a):
11 maja 2014 at 16:48 -
Chylę czoła przed erudycją autora. Trzeba by być nie lada znawcą tematu, by czepiać się czegokolwiek w tekście.
Moja watpliwość jest następująca: Co z tego tekstu wynika, dla chcących tworzyć świeckie państwo? To jest raczej zaproszenie do filozoficzno-teologicznego sporu na akademickim poziomie. Sporu, z którego nic nie wyniknie, poza tym, że nobilituje teologię jako źródło moralności, a tym samym czyni teologów stroną w stanowieniu norm prawnych.
Czy to jest ciąg dalszy zapraszania ateistów do dialogu z religiantami? Czy ten dialog ma polegać na wspólnym określeniu, które fragmenty Pisma Św. należy przyjąć za wykładnię prawa i obyczaju, a które nie?
Po zejściu na psy portalu racjonalista.pl staram się znaleść stronę, na której teksty krytyczne wobec KK nie będą pisane z pozycji „przepraszam, że żyję”. Z drugiej strony, „czarny PR”, dowodzący jaki to KK jest „be” należy chyba zostawić Faktom i Mitom. Oczekuję więc tekstów, które będą „białym PR-em” dla laicyzacji i ateistów.
Tekstów, a nie migoczących obrazków.
Zbigniew P. Szczęsny napisał(a):
11 maja 2014 at 20:54 -
Dziękuję za komentarz!
Po pierwsze, na tej witrynie autorzy sami odpowiadają za swoje teksty – poglądy w nich wyrażane nie są jakimś oficjalnym stanowiskiem KA. Stanowiska oficjalne są zawsze komunikowane jako takie.
Co do meritum. Moim zamierzeniem było podkreślenie, że w przypadku prób tzw. konstruktywnego dialogu z Kościołem jest się skazanym na swego rodzaju walkę z ruchomym celem. Kościół nawykł do zmian stanowiska i do sprytnego schodzenia z celu wszędzie tam, gdzie nie czuje się silny. Natomiast tam, gdzie czuje się silny – stara się przede wszystkim wszelkimi sposobami uciszyć przeciwnika. Mamy zatem próbę kryminalizacji zarówno aborcji jak terapii in vitro oraz schodzenie z linii strzału tam, gdzie próbuje się podjąć jakąś merytoryczną dyskusję. To powinno dać do myślenia tym wszystkim, którzy spodziewają się po Kościele „podjęcia rzeczowej debaty”. Nic z tego – niczym oślizgły wąż wymknię się z ręki i tych swoich mówców, którzy stają się nieznośni przesunie rząd do tyłu a wystawi nowych, pięknoustych, dalej starając się wygrywać taktycznie nawet drobne potyczki prawne.
Bo cały czas powtarzam – w przypadku Kościoła mamy w ostatnich latach zwrot – i trzeba to zrozumieć. Uważam np. że środowisko p. Dominiczaka czy p. Agnosiewicza tego jeszcze nie zrozumiało – że nastąpiła w Kościele zmiana zasadnicza. To widać w stopniowym, lecz nieustępliwym wycofywaniem się Kościoła z postanowień II Soboru Watykańskiego. Uważam, że Kościół po upadku komunizmu realizuje podobny scenariusz, co wielki kapitał – na swój sposób wycofuje się z umowy, jaką zawarł z liberalną demokracją po II Wojnie Światowej. Tak samo, jak wielki kapitał – w imię obrony przed postępem komunizmu zgodził się na socjalemokrację dobrobytu, która na naszych oczach wali się w gruzy ustępując coraz bardziej grabieżczym i antyspołecznym formom wyzysku, tak Kościół wycofuje się z konsensusu, jaki musiał zawrzeć z demokracją coraz częściej i corazj jawniej kontestując oświeceniowe zdobycza. Uważam, że jest to proces wyjątkowo niebezpieczny i powinno się z niego dobrze zdawać sprawę. Jednak w prywatnych rozmowach często trudno jest to jakoś rozsądnie ująć i wyrazić. Brakuje argumentów albo są one trywialne. Sądzą, że mój tekst trochę takich mniej trywialnych argumentów do poważnej dyskusji dostarcza.
Pozdrawiam!
belizareusz napisał(a):
11 maja 2014 at 22:00 -
> „Bo cały czas powtarzam – w przypadku Kościoła mamy w ostatnich latach zwrot – i trzeba to zrozumieć. Uważam np. że środowisko p. Dominiczaka czy p. Agnosiewicza tego jeszcze nie zrozumiało – że nastąpiła w Kościele zmiana zasadnicza. ”
Ale właśnie M.Agnosiewicz wykonał woltę, bo uważa, że kościół Franciszka zmienił się zasadniczo – w pożądanym przez laicyzm kierunku! – więc należy złagodzić (sic!) krytykę i szukać konsensusu….
Zdaniem wielu (w tym moim) to tylko takie zagranie dla galerii, sztuczka PR-owa, poza ogólnikowymi banałami i apelami pozbawiona konkretów. Dlatego koncepcja D.Kędziory – dialogu z KK – zbulwersowała mnie.
Pana odpowiedź na mój komentarz uważam za wysoce zadowalającą, ze stanowiskiem, które Pan zaprezentował zgadzam się w całej rozciągłości.
Zbigniew P. Szczęsny napisał(a):
11 maja 2014 at 23:14 -
Sądzę, że Mariusz Agnosiewicz, którego bardzo szanuję – dał się zwieść. Nie on pierwszy z resztą. To stara taktyka – jak na ubeckim przesłuchaniu – dwóch papieży złych a potem jeden „dobry”… wicie, rozumiecie…
Mam nadzieję, że uda nam się kiedyś doprowadzić do debaty z Mariuszem Agnosiewiczem, w której wymienimy argumenty. Póki co o taką debatę trudno – oststno dostaliśmy 'bęcki’ od p. Dominiczaka, który nazajutrz po tym, jak perorował u nas na panalu podczas „Dni Ateizmu” na innej debacie dnia następnego nazwał nas „oszołomami” – było nam przykro, ale to jest niestety taka jakaś dziwna zajadłość, która się czasem ujawnia wśród ludzi, którzy mają o sobie wysokie mniemanie. Nie moge się poszczycić aż takim dorobkiem, jak pan Dominiczak, niemniej jednak uważam, że tkwi w błędzie sądząc, że tzw. laikat kościelny ma w ogóle coś do gadania – przynajmniej w polskim kościele. On chce tak „moderować” ten laikat, chyba pomny pamięci tzw. Klubów Inteligencji Katolickiej – dość jest to zabawne w ogóle, co on sobie na ten temat wyobraża – szkoda tylko, że ma do tego taki niesłychanie poważny stosunek.
Pozdrawiam!
belizareusz napisał(a):
12 maja 2014 at 14:56 -
Nie miałem osobistego kontaktu z M.A, tym niemniej skłonny jestem podzielać Pańskie zdanie.
Co do drugiego pana, znam go tylko z jego publikacji oraz notki biograficznej w Wiki, więc nie odważę się oceniać go „zaocznie”, wskażę tylko, że żywię głęboką nieufność wobec osób, których autorytet pochodzi z udziału w licznych projektach, w których często dobre chęci (oraz przekonanie o własnej nieomylności) zastępują kompetencje.
A epitety zamiast argumentów – normalka…
belizareusz napisał(a):
12 maja 2014 at 15:17 -
Nie miałem okazji znać osobiście M.Agnosiewicza, jestem skłonny zgodzić się z Pana opinią.
Co do drugiej osoby, znam tylko kilka dawnych tekstów A.Dominiczaka, oraz notkę biograficzną na Wiki, więc nie odważę się na „zaoczną” krytykę. Wspomnę tylko, że żywię głęboką nieufność wobec autorytetów, zbudowanych na uczestnictwie w wielu różnych projektach, gdzie często dobre chęci (i przekonanie o własnej nieomylności) zastępują kompetencje.
A epitety zamiast argumentów – normalka…