Na Odolanach, przy ul. Przyce 17 – niby w centrum Warszawy, choć do miasta stąd daleko – działa dzikie schronisko dla bezdomnych. Mieszka tam już 17 dzieci.

Od 2009 r. działała tu dotowana przez miasto noclegownia Stowarzyszenia Pomocy Bezdomnym. PKP wypowiedziały mu jednak umowę, a nową zawarły z Fundacją Tarkowskich Herbu Klamra. Kolejarzom wyszło to bokiem. Fundacja wpadła w długi i wycofała się z Przyc, nie rozliczając się z PKP. Księżna Elżbieta Tarkowska-Chatila powiedziała przed kamerami, że chodzi o 280 tys. zł. Mieszkańcom Domu Pomocy „Słoneczny”, jak nazywało się wtedy schronisko, zaproponowała miejsca daleko od Warszawy. Mieli dwa dni na wyprowadzkę. Ludzie nie wiedzieli, co robić – o każdą pracę łatwiej przecież w mieście. Z pomocą przyszedł im Piotr Ikonowicz ze swoją Kancelarią Sprawiedliwości Społecznej.

– Jak nas hrabina Tarkowska zostawiła, to okazało się, że czynszu PKP nie opłacała, chociaż niektórzy płacili za pobyt 400 albo i 500 zł. Energetyka odłączyła nam światło, nie wyglądało to dobrze. Teraz płacimy rachunki sami. Jak ktoś trzy wpłaty zalega, musi opuścić to miejsce – wyjaśniał pan Krzysztof Stachowiak – nieformalny „starszy” schroniska.

Dziś w budynku wszystkie miejsca są zajęte. Mieszka tu 60 osób. To m.in. siedem rodzin, a w nich 17 dzieci. Najstarsze ma osiem lat. – Troje chodzi do przedszkola, troje do szkolnej zerówki. Każda kobieta z dzieckiem ma osobny pokój. Część uciekła od mężów, co bili, od rodzin, gdzie rządzi ojciec alkoholik. Niektóre układają życie z nowymi partnerami. W schronisku mieszka też trochę emerytów i rencistów, są dwie osoby niepełnosprawne i kilka po eksmisjach, którym sąd nie przyznał prawa do mieszkania socjalnego.

Ponieważ obecnie schronisko jest formalnie nielegalne, nie pomaga mu nawet Caritas – ludzie zdani są wyłącznie na siebie. Jest problem z opałem, gazu nie ma w ogóle – w kuchni jest stara kuchenka fajerkowa – pali się w niej byle czym: starymi meblami, skrzynkami, połamanymi paletami zebranymi w pobliskich magazynach PKP Cargo…

Ludziom tym od lat pomaga rodzina członkini Koalicji Ateistycznej, p. Emilii Wudkiewicz-Madejczyk. W tym roku Emilia zwróciła się do nas z propozycją:

Tak – wiem, że to święta chrześcijańskie a my jesteśmy ateistami, ale jeśli my tego nie zrobimy, to oni tam nie będą mieli nic.

I dlatego zebraliśmy trochę pieniędzy, poszukaliśmy w naszych szpargałach zabawek po naszych dzieciach, pojechaliśmy na giełdę spożywczą kupić w najniższych cenach większą ilość żywności i wszystko to zawieźliśmy na Przyce. Bo gdzie Caritas nie może, tam Ateista pójdzie!